niedziela, 30 listopada 2008

Tureckie kuleczki w sosie czosnkowym


Muszę przyznać, że wakacje w Turcji były bardzo przyjemne nie tylko krajoznawczo ale i kulinarnie. Bardzo smakowały mi przyprawione mięsa, warzywa czy małe, ale za to bardzo słodkie desery. I chociaż temperatura powinna zniechęcać do jedzenia, to ja oczywiście nie mogłam się oprzeć i musiałam kosztować.
Danie, które dziś chce Wam zaproponować znalazłam w jednej z książek kucharskich. Chociaż wydawało mi się, że po tej ilości czosnku zginą wszystkie wampiry w promieniu 100 km ;-) , to jednak okazało się, że mięsne kuleczki były bardzo smaczne, a sos wspaniały. Myślę, że skusiłby się na nie niejeden wampir ;-)

Składniki:

500 g mielonego mięsa jagnięcego ale ja użyłam mięsa z indyka
3 ząbki czosnku
łyżka suszonej bazylii
łyżka słodkiej papryki w proszku
sól i pieprz

Składniki sosu:
50 g masła
10 ząbków czosnku
4 czubate łyżki mąki
250 ml mleka
250 ml bulionu drobiowego lub warzywnego
sól i pieprz do smaku


Przygotowanie:

Mięso wymieszać z bazylią, papryką, posiekanym czosnkiem oraz pieprzem i solą. Przed przygotowaniem sosu należy bardzo drobno posiekać czosnek. Następnie w garnku o grubym dnie rozpuścić masło i zeszklić na nim czosnek. Dodać całą mąkę energicznie mieszając tak by powstała złocista zasmażka. Do gorącej masy powoli dodawać zimny bulion oraz mleko cały czas mieszając. Następnie wszystko zagotować przyprawiając solą oraz pieprzem. Powinien nam powstać gęsty sos, który należy zostawić na bardzo małym ogniu. Z przyprawionego mięsa, przy pomocy małej łyżeczki, formować kulki o średnicy ok. 3-4 cm, które należy od razu przekładać o gotującego się sosu. Całość należy dusić na małym ogniu przez ok. 45 minut mieszając od czasu do czasu tak abym sos nam się nie przypalił.

Smacznego :-)

Granat pod kruszonką


Wybuchowy deser czyli granat pod kruszonką.

Na zimowe wieczory we dwoje :-)


Składniki na 2 porcje:

1 średniej wielkości dojrzały owoc granatu
2 czubate łyżki demerary (cukru trzcinowego)

na kruszonkę:
75 g masła
150 g mąki
sól
pół roztrzepanego jajka
1 łyżka stołowa zimnej wody


Przygotowanie:

Owoc granatu przekroić na pół i wyłuskać pestki.
Masło należy pokroić w kostkę aby zmiękło. Do miski przesiać mąkę, z której utworzyć kopczyk, a następnie dodać roztrzepane jajko, dużą szczyptę soli, wodę oraz masło. Wszystkie składniki energicznie wyrobić tak by powstała nam jednolita kulka z ciasta, którą owijamy w folię aluminiową i wkładamy na co najmniej godzinę do lodówki.
Następnie do dwóch miseczek żaroodpornych o średnicy ok. 12 cm przekładamy po połowie pestki granatu oraz demererę. Wyciągamy ciasto z lodówki i dzielimy na dwie części. Na tarce o dużych oczkach ścieramy kruszonkę do miseczek.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200C i pieczemy nasz deser przez ok. 25-30 minut do zbrązowienia kruszonki. Gdyby było zbyt kwaśne można jeszcze oprószyć pudrem z wierzchu.
Smacznego :-)

wtorek, 25 listopada 2008

Spätzle - kuchnia dla narciarzy


Śnieg co prawda trochę topnieje ale miejmy nadzieję, że to nie koniec i że tak naprawdę prawdziwa zima przed nami. Śnieg szczególnie przyda się tym, którzy mają ochotę na szaleństwa na stoku. Z bielą za oknem wróciły wspomnienia z pobytu na ośnieżonych stokach. Tym razem coś dla narciarzy, a dokładnie coś z kuchni tyrolskiej czyli Spätzle.
Tak naprawdę te małe mączne kluseczki można znaleźć wielu miejscach w Alpach. Spätzle są bardzo proste w przygotowaniu i bardzo smaczne nie mówiąc już o tym, że są bardzo sycące. Ja bardzo lubię Spätzle z szpekiem i ostrym serem np. grujer. Takie właśnie jadłam w górach ale przyznam, że w domu robię Spätzle tylko ze smażonym boczkiem i też jest pysznie ;-)
Gwarantuję, że po szaleństwach na śniegu każdy chętnie zje te alpejskie kluchy popijając np. dobrym białym winem lub piwem ;-)
Jeśli chodzi o moje kochane Zakopane to podobne kluseczki znajdziecie w restauracji u Sabały tu cytuję „Ciepluśkie haustki ze skwarkami z wyndzeliny (jadło juhaskie)”, więc jeśli olanujecie jeździć na nartach w Zakopanem, to wpadnijcie do Sabały na haustki i oczywiście coś do tego ;-), a poczujecie w nogach zmęczenie narciarza i będziecie syci na cały następny dzień szaleństw.


Składniki:

ok. 200 g parzonego boczku
1 duża cebula
2 łyżki oliwy z oliwek
½ kg mąki
2 czubate łyżki śmietany (użyłam 18 %)
250 ml wody
2 jajka


Przygotowanie :

Boczek kroimy w kostkę, cebulę również i smażymy na patelni do zrumienienia.

Ciasto:
Wszystkie składniki mieszamy. Ciasto powinno być gładkie i elastyczne. Gotujemy wodę w dużym garnku i solimy ją. Korzystamy z maszynki do Spätzli lub durszlaka z okrągłymi dziurkami. Nie dziwcie się jeśli ciasto buntuje się przy przekładaniu do maszynki czy durszlaka. Maszynkę / durszlak trzymamy nad parą i pocieramy w środku łyżką lub jeździmy wózeczkiem w ten sposób do garnka wpadają małe grudki ciasta, które gotujemy ok. 5
min.
Kluseczki mieszamy z boczkiem, można dodać ser lub łyżeczkę masła.

Smacznego!
Teraz możemy pomarzyć o białych górach z oknem ;-)

Zapomniane święta - Katarzynki

Bardzo smutne, że potrafimy przyjmować tyle świąt z zewnątrz, a nie pamiętamy o swoich tradycjach. Ja nie neguję Walentynek ani Haloween, sama biorę w nich udział i uważam, że na stałe zagościły w Polsce. W tym roku mieliśmy lampion z dyni, który wycinał mój mąż i który cieszył dzieciaki w sąsiedztwie. Był też przygotowany słój z łakociami, dlaczego nie? skoro dzieciaki mają trochę radości to bardzo proszę. Szkoda tylko, że nie pamiętamy o naszych świętach np. o Katarzynkach. A właśnie dzisiaj obchodzimy Katarzynki. Święto to narodziło się w starożytnej Grecji, a na greckie pochodzenie ma wskazywać wyraz „katharos” – „czysty”, który jest pokrewny z imieniem Katarzyna. Jest to jednak święto, które nie powinno być obce Polakom, i które było przez nas kiedyś obchodzone.
Święta Katarzyna z Aleksandrii, patronka niewinnych i czystych dziewic, a także studentek ;-) , filozofów i bibliotekarzy, miała pomagać kawalerom w znalezieniu żony. Tradycja wróżenia kawalerom jeszcze sto lat temu była w modzie, tak jak teraz są Walentynki. Mówiło się o tym, że jeśli kawaler utnie w dzień św. Katarzyny gałązkę wiśni, która zakwitnie w dzień Bożego Narodzenia to los ześle mu wybrankę serca.
Ważne też były tej nocy sny i odczytanie ich sensu. Wszystko to oczywiście zabawa, ale również dowód na to, że nie potrafimy w tej chwili promować swoich obrzędów.
Za parę dni Andrzejki, które przetrwały może dlatego, że to stara zabawa panieńska, chociaż teraz przy tej zabawie wróżymy sobie nie tylko imię przyszłego męża, ale znam też takich, którzy chcą wypatrzyć dla siebie nowy samochód, wakacje na wyspie czy nowy ekspres ;-)
Mam nadzieje, że to nie będzie tylko samochód z wosku ;-) i że Wasze marzenia się spełnią.

Wasza wiedźma CafePodróż

poniedziałek, 24 listopada 2008

Rosół


rosołek bez sztucznych smaków :-)

Z pewnością po ostatnim moim poście zastanawiacie się do czego można jeszcze wykorzystać pozostałe po pieczeniu kurczaka kości. Pewnie większość z Was pomyślała, że chce Wam zaproponować coś strasznego. Zanim więc zaczniecie czytać resztę zobaczcie co wchodzi w skład popularnych kostek rosołowych.
Myślę, że większość z nas pomaga sobie nimi w kuchni, mnie również zdarza się z nich korzystać. Jeśli już wiecie co wchodzi w skład kostki rosołowej, to możecie się zastanawiać ile kury jest w kostce z kury ;-) i może spojrzycie przychylnym okiem na moją propozycję?
Jest to pomysł na rosół wyczytany i dawno zapomniany, a tak naprawdę wydaje się o wiele zdrowszy. Poza tym długo gotowany wywar możecie mrozić i używać jako bazę do wielu zup nie używając tym samym chemii. Spróbujcie bo warto. Sami będziecie zaskoczeni, ja też byłam.


Składniki:

pieczone kości z kurczaka wielkości ok. 1 kilograma
1 duża marchew
1 duża cebula
1 pietruszka – korzeń
pół małego selera lub kilka liści lubczyku
sól i pieprz do smaku
natka pietruszki
1,5-2 l wrzącej wody


Przygotowanie:

Do brytfanki wkładamy kości (mnie poza kośćmi pozostały całe skrzydełka oraz szyja z mięsem), które pozostały nam po upieczonym kurczaku, a następnie pieczemy je w piekarniku w maksymalnej temperaturze od pół godziny do godziny tak by się nie spaliły. Po upieczeniu przekładamy do dużego garnka dodajemy obraną marchew, korzeń pietruszki oraz seler. Całość zalewamy ok. 1,5-2 litrami wrzącej wody. Na suchej patelni lub w nagrzanym na maksymalną temperaturę piekarniku przypalamy obraną cebulę – nada ładny kolor naszemu rosołowi. Gotujemy ok. 3-4 godzin, aż zupa nabierze odpowiedniego smaku. Kiedy rosół będzie gotowy należy całość przecedzić przez sitko do osobnego garnka. Marchew i pozostałe mięso z kurczaka możemy posiekać i dodać do zupy. Na koniec doprawiamy go solą i pieprzem.

Ja mój rosołek podałam z pysznymi groszkami ptysiowymi, które zrobiłam według następującego przepisu :-)

Składniki:

160 g mąki pszennej
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki cukru
100 g masła
250 ml wody
3 całe jajka

Przygotowanie:

Do rondla wkładamy masło, sól, cukier i wlewamy wodę. Całość należy zagotować. Następnie do rondla przesiewamy przez sito mąkę uważając aby całość nie zaczęła się przypalać. Mieszamy aż powstanie gładka masa. Ciasto przekładamy do miksera i wyrabiamy kolejno dodając jajka. Gdy powstanie lejące się ciasto nakładamy je robiąc łyżką niewielkie kleksy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy w temperaturze 200-220 stopni przez ok. 15 minut do zrumienienia się groszków. Należy cały czas kontrolować pieczenie aby ptysie się nam nie przypaliły.

Smacznego :-)

Benedyktyńskie Kurcze Pieczone


Benedyktyńskie kurcze pieczone :-)

Pamiętam te czasy kiedy byłam małą dziewczynką i na niedzielnym obiedzie u Babci pojawiał się kurczak pieczony w brytfance. Teraz przy tak dużym wyborze przeróżnych przypraw i pomysłów, w niedzielnym menu takie obiady często zostają zepchnięte gdzieś na bok. Pewnie też dla tego, że moda na lekką i zdrową kuchnię nie godzi się z tradycyjnymi ciężkimi obiadami. Czasami jednak robimy małe odstępstwa ;-) szczególnie wtedy, kiedy za oknami biało, miło jest zjeść taki obiad, zrobić zapasy kalorii żeby później spalić je na spacerze w parku. Krótko mówiąc niech od czasu do czasu będzie jak u Babci.

Składniki:

cały kurczak ok. 1 kilogram
6-7 łyżek oleju słonecznikowego
2 łyżki przyprawy benedyktyńskiej do mięs (użyłam przyprawy Benedyktynów z Tyńca dostępnej tu http://www.benedicite.pl/index.php?option=75&action=product_show&product_id=375 )

2 łyżki masła
2 łyżki soli
pół szklanki wody – ok. 150 ml


Przygotowanie:

Kurczaka myjemy, po czym dokładnie suszymy. Następnie nacieramy go kolejno solą, olejem słonecznikowym, przyprawą benedyktyńską do mięs. Do środka wkładamy masło. Wsadzamy do lodówki przynajmniej na godzinę, ale dobrze jest przytrzymać go w zimnie 3-4 godziny wtedy nabierze lepszego smaku. Pieczemy w brytfance w temperaturze ok. 220 stopni ok. 1,5 godziny. Należy pamiętać aby w trakcie pieczenia obracać go mniej więcej co 20 minut oraz w trakcie obracania polewać go wytopionym tłuszczem. W połowie czasu pieczenia można dolać wodę – mięso nie będzie wtedy suche. Kurczak jest gotowy kiedy zrumieni się na złoto z wierzchu.

Smacznego :-)

P.S.Nie wyrzucajcie kości oraz skórek jeśli ich nie jecie ;-) W następnym wpisie pokaże do czego można je wspaniale wykorzystać.

piątek, 21 listopada 2008

"Le Beaujolais Nouveau est arrivé!" czyli poszukiwanie smaków.


Ogarnięta szałem świętowania z kieliszkiem Beaujolais Nouveau w ręku również postanowiłam spróbować tegorocznego wina. Ku mojemu zaskoczeniu w sklepie, w którym byłam nie zalazłam jednej butelki tegorocznego Beaujolais. I chociaż można było zauważyć plakaty zapowiadające wielkie święto tego wina, to na półce niestety pusto.

Czy Polacy dołączyli do już i tak licznego grona świętujących? Wydaje się, że tak.

Niewiadomo kiedy ktoś sprytnie wkręcił nas w wirówkę marketingową i zachęcił do picia tego najpopularniejszego na świecie cienkusza. Muszę przyznać, że ja również dałam się złapać. W końcu wszystko co ma związek z kuchnią przyciąga moją uwagę.

Na święto Beaujolais od paru lat zapraszają restauracje i sklepy. Coraz liczniej restauratorzy kuszą specjalnie przygotowanym na tą okazję menu, a wszystko kręci się dosłownie wokół kieliszka wina.

Zgodnie z ustalonym w roku 1985 prawem, od trzeciego czwartku listopada można otwierać to młode wino produkowane z winogron szczepu gamay w procesie maceracji węglowej. Wtedy też cały świat wypełnia pieniędzmi kieszenie winiarzy z regionu Beaujolais.

Ponieważ jak już wspomniałam źródełko w moim sklepie wyschło do domu przywiozłam nie tak młode, ale jednak Beaujolais z 2006 roku. Przyznam szczerze, że o ile wino to może powalić na kolana jak to alkohol, to jego właściwości smakowe niestety nie.

Nie na darmo mówi się o tym, że szał na Beaujolais, który zaczął się od słynnego zdania "Le Beaujolais Nouveau est arrivé!" przyćmił inne winna z tego regionu i często psuje im reputację. Ale czy nigdy już nie dam się ponieść fetowaniu? Oczywiście, że dam ;-) Po pierwsze świętować jest miło, po drugie próbować też, chociażby po to żeby wiedzieć czy warto wrócić do pewnych smaków. Jakie będzie Beaujolais 2009? Musimy zaczekać dwanaście miesięcy, żeby się o tym przekonać... ;-)
CafePodróż

czwartek, 20 listopada 2008

Frytki z patatów


Frytki z patatów

Zakochałam się w słodkich ziemniakach. Świetnie pasują do wielu dań, a frytki z nich smakują wyjątkowo.
Słodkawy smak zachwyci z pewnością dzieci, a jeśli i Wy macie ochotę na niezwykłe frytki to gorąco polecam ;-)

Składniki:
dwa duże pataty – ok. 1 kilogram
kilka łyżek oliwy z oliwek
sól i pieprz
parę łyżeczek słodkiej papryki
szczypta chili
Przygotowanie:
Pataty należy obrać i pokroić w słupki ok. 1 cm. Następnie przełożyć do miski lub garnka, polać oliwą i pomieszać tak aby pokryły się warstwą tłuszczu. Dodać paprykę, pieprz, sól oraz chili. Ponownie zamieszać tak aby frytki pokryły się mieszanką przypraw. Rozgrzać piekarnik. Całość rozłożyć równo na blasze lub w brytfance. Piec około 20–30 minut w temperaturze 230 stopni C, aż frytki będą rumiane i miękkie.
Frytki można podać z salsą z awokado lub dipem paprykowym.
Smacznego!!!

Giambotta


Giambotta

Giambotta to gulasz warzywny, który gotuje się szybko, a ponieważ jest z samych warzyw to jest on również bardzo lekki i zdrowy.
Teraz kiedy nadchodzą zimowe dni, a za oknem jest szaro, taka mieszanka kolorowych warzyw dobrze nam zrobi. Można powiedzieć, że przygotowanie ma działanie terapeutyczne ;-) a dodatkowo rozgrzewające.


Składniki:

2 średniej wielkości czerwone papryki
2 duże pomidory
2 średniej wielkości ziemniaki
1 bakłażan
1 duża cebula
sól i świeżo zmielony pieprz
¼ szklanki wody
2 łyżki oliwy z oliwek
4–5 listków świeżej bazylii


Przygotowanie:

Z pomidorów pozbywamy się twardych części i kroimy w kawałki. Warzywa kroimy w dużą kostkę i razem z wodą oraz oliwą wsadzamy do garnka. Przyprawiamy solą i pieprzem. Gotujemy wszystko ok. 30 minut i podajemy ozdabiając bazylią.

Smacznego!!!
przepis Artiego Bucco

środa, 19 listopada 2008

Zakrapiane kulki


Po długiej przerwie postanowiłam osłodzić zimowe wieczory.
Dzisiaj coś prostego i jednocześnie ładnego.
Zakrapiane kulki, które mogą być ozdobą stołu na przyjęciu. Moja rodzina zjada je chętnie i nawet wtedy kiedy wszyscy są już najedzeni i zasłodzeni, zawsze znajdzie się ktoś kto ma miejsce na słodką kulkę ;-)
Moje kulki tym razem może nie mają genialnych kształtów ale to nie jest takie ważne :-)
Oczywiście uwielbiam słodycze, które mają nie tylko smak ale i kuszący wygląd dlatego chętnie zaglądam tam gdzie można znaleźć np. belgijskie pralinki i czekoladowe trufle.
Dzisiaj my zabawmy się w cukiernika...


Zakrapiane kulki:
25 dag masła
½ szklanki cukru
3 żółtka jajek
3 łyżki kakao
1 opakowanie cukru waniliowego
1 łyżeczka alkoholu (ale ja leję dużo więcej – wszystko zależy od waszych upodobań)
2 opakowania herbatników (użyłam petit bure)
wiórki kokosowe

Przygotowanie :
Herbatniki zmielić i połączyć z resztą składników. Kiedy już powstanie masa, którą oczywiście doprawiamy alkoholem kształtujemy z niej kulki wielkości orzecha (ja tym razem zrobiłam większe), następnie kulki obtaczamy wiórkami kokosowy i wstawiamy do lodówki żeby trochę stężały.
Masa musi być gładka, a jeśli okaże się za rzadka możecie ją wzmocnić odrobiną kokosu lub dodatkowymi herbatnikami.

Smacznego i dobrej zabawy !

Dodam tylko, że przepis pochodzi od mojej mamy, u której zawsze smakują fantastycznie :-)

poniedziałek, 10 listopada 2008

Rogale świętomarcińskie




Lubię długie weekendy, to okazja do wielu spotkań z rodziną i przyjaciółmi.
To zawsze czas na pyszne dania, których nie możemy zjeść w tygodniu, a w listopadzie to czas na rogale. Rogale wyjątkowe bo z Poznania, rogale których tradycja wypieku sięga 1891 roku.
11 listopada najlepiej być w Poznaniu ale kiedy nie możecie tam dojechać to musicie się mocno uśmiechnąć do św. Marcina żeby czuwał nad Waszym wypiekiem i koniecznie podzielić się słodkimi rogalami z rodziną i przyjaciółmi.
A jak to było z tymi rogalami:
Gdy zbliżał się dzień św. Marcina (11 listopada), ówczesny proboszcz poznańskiej parafii pod wezwaniem św. Marcina, ks. Jan Lewicki zaapelował do wiernych, aby - wzorem patrona - zrobili coś dla biednych. Józef Melzer, jeden z poznańskich cukierników, odpowiadając na apel proboszcza, upiekł trzy blachy rogali i przyniósł pod kościół. W następnych latach dołączyli do niego inni, aby każdy mógł w ten dzień najeść się do syta. Bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. A po I wojnie światowej do tradycji obdarowywania ubogich powrócił Franciszek Rączyński, natomiast tuż po II wojnie światowej przed zapomnieniem rogala uratował Zygmunt Wasiński. Tradycja wypiekania rogali świętomarcińskich na dzień 11 listopada przetrwała w Poznaniu do dziś. W tym dniu poznaniacy zjadają go kilkaset ton.
Powstaniu rogala towarzyszy legenda: Dawno, dawno temu wyśnił go jeden z poznańskich piekarzy. Ujrzał on we śnie świętego Marcina jadącego na koniu, podniósł zgubioną przez jego konia podkowę i postanowił, że będzie piekł ciasto w takim kształcie.
Tradycje poznaniaków są dla mnie bardzo ważne. Moi dziadkowie pochodzą z Wielkopolski i mieszkali w Poznaniu :-) ale kończmy wspomnienia i przejdźmy od lektury do czynów.

Składniki na ciasto :

1 kg mąki pszennej
6 jaj
0,5 kostki masła
2 łyżki cukru
50 g drożdży
1 szklanka mleka

Masa:

1,5 szklanki cukru pudru
200 g migdałów i orzechów
100 g białego maku
śmietana 18% - 200g


Drożdże rozpuścić w niewielkiej ilości mleka. Jajka utrzeć z cukrem i połączyć ze stopionym masłem. Nie przerywając ubijania, dodawać porcjami przesianą mąkę, mleko oraz wcześniej przygotowane drożdże. Ciasto wyrabiać do chwili, gdy zaczną pokazywać się pęcherzyki i wtedy pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Migdały, orzechy i mak zaparzyć, zemleć, utrzeć z cukrem i śmietaną aż do uzyskania gęstej masy(ja zaparzyłam orzechy 200g i migdały 200g po czym zmieliłam je w blenderze, możecie użyć gotowej masy makowej). Wyrośnięte ciasto rozwałkować i pokroić na kwadraty, a następnie każdy z kwadratów przekroić tak aby powstały dwa trójkąty. Na każdy z nich nałożyć porcję wcześniej przygotowanej masy, uformować rogaliki zwijając od szerszego brzegu i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Wstawić do gorącego piekarnika i piec w temp. 220-250 stopni na złoty kolor.
Ja piekłam w temperaturze 230 stopni przez 10 min do zbrązowienia.

Smacznego!!!

Pamiętajcie na górę lukier! Pycha!
*historia rogali świętomarcińskich i przepis zaczerpnięte ze strony http://www.poznan.pl/

piątek, 7 listopada 2008

Już wkrótce świętomarcińskie rogale z moich rodzinnych stron ;-)

czwartek, 6 listopada 2008

湯 zupa

Czy macie ochotę na orientalne szaleństwo?
A może marzycie o podróży do kraju niebiańskiego smoka?
Jeśli odwiedzając małą chińską knajpkę marzycie chociaż o częściowym przeniesieniu tych tajemniczych smaków do swojego domu, musicie przygotować zupę z kiełków fasoli mung.
Ja lubię takie smaki, pamiętam pierwszą wizytę, w restauracji której właściciel słabo mówił po polsku ale nadrabiał to uśmiechem oraz pięknym ukłonem. Pamiętam też, że chińska kuchnia była wtedy dla nas nowością, a ja jako mała dziewczynka byłam pod wrażeniem wystroju restauracji, a także nowych smaków.
Moi Rodzice pokochali tą knajpkę i w ten sposób mieliśmy możliwość częstych odwiedzin połączonych degustacją ;-) Właściciel był bardzo miły a mój brat, który miał wtedy może 4 latka cieszył się specjalnymi względami i dostawał zawsze całą michę chipsów krewetkowych gratis.
Często zamawiałam zupę kwaśno-pikantną, kurczaka którego nazwy nie wymienię ;-) i popijałam wszystko radośnie jaśminową herbatą.
Do dzisiejszego dnia jestem zdania, że tylko ktoś kto wychował się w takiej kulturze jak Pan Lu i zna tą kuchnie od podszewki, może tworzyć te wszystkie dania. My w sposób nieudolny staramy się naśladować azjatów i niestety z różnym skutkiem.
Ja zainspirowana kuchnią chińską starałam się stworzyć własną orientalną zupę.
Spróbujcie i Wy.

Składniki:

1 litr wody
kilka pierścieni kalmarów (możecie użyć krewetek koktajlowych)
jedna marchewka tarta na grubych oczkach
3 łyżki drobnego groszku z puszki
100 g kiełków świeżej fasoli mung (nie z puszki !)
1 łyżka oleju sezamowego
1 kostka rosołu z kury
szczypta chili
szczypta pieprzu
szczypta soli
2 łyżki octu winnego
2 ząbki czosnku
½ pęczka makaronu soba połamanego na kawałki ok.1 cm

Przygotowanie:

Kostkę rozpuścić w wodzie i zagotować, marchew dodać do wywaru razem z makaronem.
Następnie dodajemy olej sezamowy i chili. Po chwili dodajemy ocet i kiełki fasoli, a później drobno pokrojony czosnek. Wszystko doprawiamy solą i pieprzem, a na koniec dodajemy groszek i kalmary. Kalmary można pokroić w kostkę.
W ten sposób powstaje lekko pikantna ciepła smaczna zupa.
Nazwijmy ją orientalną ;-)
Smacznego wracam do ksiązki o Chinach :-)

środa, 5 listopada 2008

Sałatka na gałązce


Tym razem coś szybkiego i zdrowego na ząb :-)

Bardzo lubię sałatki, kiedy idę wybierać warzywa ludzie patrzą na mnie jak na dziwaka. Moje kupowanie zaczyna się od wąchania. Po pierwsze zapach np. pomidorów zdecyduje o tym czy kupię je czy nie. Jeśli chodzi o warzywa wole zakupy na targu u znajomej Pani, u której dosłownie biorę pomidory spod lady. Przykra przerażająca prawda jeśli chodzi o pomidory, które kupujemy w supermarketach jest taka, że ich dojrzewanie w magazynach, a raczej nabieranie koloru pozbawia je smaku. O tej porze roku jeśli kupuje warzywa w dużym sklepie wybieram te, które przyjechały z ciepłego kraju. Nie myślę w tym momencie o tym czym są pryskane czy nie, kieruje się raczej zapachem i smakiem, za którym bardzo tęsknie po lecie.
Nie oszukujmy się nawet w eko sklepach zdarzają się oszustwa i warto dokładnie sprawdzać czy ktoś nie robi interesu na naszym zdrowiu. Ale koniec straszenia przejdźmy do przyjemności czyli jedzenia;-)

To sposób na sałatkę, która poprawi nam humor.

ok. 10 listków świeżej bazylii
kilka liści sałaty lodowej
oliwa z oliwek
ocet winny
pomidory koktajlowe na gałązce (to raczej moja fanaberia jeśli macie takie, które są już pozbawione gałązki to oczywiście też mogą być)
kilka ząbków czosnku (to w zasadzie zleży od tego ja bardzo lubicie czosnek)


Przygotowanie :

Bazylię i sałatę porwać na drobne kawałki. Na ręce wylać ok. 2 łyżek oliwy i wszystko w rękach wmieszać.
Przygotować talerze i przełożyć na nie sałatę z bazylią.
Na rozgrzanej na patelni oliwie z oliwek ułożyć obrane ząbki czosnku i pomidory, można też użyć ulubionych ziół żeby doprawić oliwę. Smażyć aż czosnek zmięknie, oliwa nabierze smaku, a pomidorki będą ciepłe.
Sałatę skropić octem winnym i ułożyć na niej pomidory oraz czosnek wykorzystując smakową oliwę z patelni. Teraz tylko kromeczka smacznego pieczywa albo grzanka i smacznego!!!

wtorek, 4 listopada 2008

Ciasto marchewkowe


Przerwa na słodkie obżarstwo to jest coś.
Nawet Ci, którzy odchudzają się całe życie mają chwile słabości i lubią zrobić sobie dobrze.
Na przerwę w wiecznym odchudzaniu (ja tego oczywiście nie rozumiem chociaż lubię sobie pozrzędzić na ten temat) wybrałam tym razem ciasto, które zagościło w naszym domu już dawno temu. Ciasto, które wielu szokuje i jak się okazuje pozytywnie :-)
Przepis pochodzi od Liski, która wie co dobre.
Jest proste w przygotowaniu i smaczne. Można powiedzieć, że z każdym dniem leżakowania lepsze.
Dzisiaj mój mąż podjadał je w pracy... ;-)

Składniki:

4 jajka
250 g cukru pudru
300 g mąki pszennej
½ łyżeczki soli
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki cynamonu
400 g marchwi obranej i startej na tarce o dużych oczkach
185 ml oleju słonecznikowego

Przygotowanie:

Mąkę przesiać przez sito razem z cynamonem, sodą i proszkiem do pieczenia. Wszystkie składniki oprócz marchwi wymieszać dokładnie.
Ja robie to w mikserze ale wcale tak nie trzeba ;-) ważna jest jak zwykle dokładność.
Na koniec dodać marchew i wmieszać ją w ciasto. Formę o średnicy 24 cm nacieramy masłem i wysypujemy mąką.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Ciasto pieczemy przez godzinę.

Smacznego! Teraz wracam do mojego ciasta mniam!
Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”
Website counter

Nasze e-Książki
Foodle.pl
Blog jest mojego autorstwa i podlega prawu autorskiemu.

USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Art. 115. 1. Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2, ograniczenia wolności albo grzywny.