niedziela, 25 października 2009

Jaskiniowcy jedzą zupę


Jaskiniowcy jedzą zupę.

Parę dni temu powstała u nas taka zupa dyniowa, która poza tym, że Łasuchowi bardzo smakowała to nie wymagała wsadzania talerzy do zmywarki. Po jej zjedzeniu talerz wylądował w koszu.

Składniki :
­ dynia niewielkich rozmiarów, z której należy wydobyć ok. 500 g miąższu

jeśli chcecie mieć mniejsze miseczki lub więcej miseczek musicie kupić
więcej małych dyń :-)

­ 1 kostka rosołowa
­ 1 1/2 litra wody
­ 15 g suszonych pomidorów drobno krojonych
­ pieprz i sól
­ szczypta curry
­ 2 połówki dyni (wydrążone tak aby powstała miseczka – zostawiłam ok. 1 cm miąższu)
­ 2-3 ziemniaków, krojonych w kostkę i ugotowanych w osobnym garnku
Przygotowanie:

Dynię wydrążyć i pestki wyrzucić. Miąższ zalać wodą i wrzucić do niej kostkę rosołową. Gotować, aż dynia będzie miękka. Następnie zmiksować blenderem. Po zmiksowaniu doprawić zupę przyprawami i wrzucić pomidory.
Gotować jeszcze ok. 5 min, aż pomidory całkowicie się namoczą i zmiękną. Wrzucić do zupy ugotowane ziemniaki.
Zupę wlewać ostrożnie do miseczek dyniowych.
Przy niekształtnej dyni można sobie pomóc wykałaczkami, tworząc nóżki ale bardzo ostrożnie tak aby w talerzu nie zrobić dziury ;-)
U mnie nie było takie potrzeby, ale młodszym można miskę wsadzić w miskę ;-)
Nam zupa smakowała, ma ciekawy smak chociaż nie jemy dyni zbyt często, a to może błąd.

Smacznego!

czwartek, 22 października 2009

Indyk w karmelizowanej borówce


Indyk w karmelizowanej borówce

Jeśli chodzi o ten przepis to w sumie nie ma większej różnicy czy użyjecie mięsa z indyka czy kurczaka. Jest to jedno z tych dań, które bardzo lubię przede wszystkim ze względu na dodatek borówek. To połączenie jest też świetne z dziczyzną.
Właściwie to od czasu do czasu koło mojego domu kręcą się dziki :-) może kiedyś jakiegoś przywlekę do domu i zaproszę na talerz – tu przepraszam wszystkich wegaludzików ;-)

Składniki:

Sos (dla czterech piersi)
szklanka borówek
3 łyżki cukru
2 małe słodkie cebulki
odrobina pieprzu i soli

Podstawa dania:
piersi indycze lub kurze (świeżo złapany dzik ;-))
małe, obrane i dobrze podgotowane ziemniaki – kilka sztuk
papryka
pieprz i sół
3 łyżki oliwy z oliwek lub oleju
mogą być też inne przyprawy, których używacie do pieczeni jeśli waszym zdaniem pasują do borówki

Techniczna pomoc:
rękaw do pieczenia

Przygotowanie:

Jak zwykle najlepiej kiedy ktoś przygotuje, a my tylko zjemy. Czasami jednak ten sposób nie działa i sami musimy pomachać garnkami w kuchni.
Zaczynamy od ugotowania kilku małych ziemniaków, a raczej podgotowania (ilość zależy od piersi) bo kiedy będziemy je wpychać do kieszeni ugotowane mogą się rozpadać.
W indyczej piersi robimy kieszonki ostrym nożem i wpychamy do nich podgotowane ziemniaczki.
Mięso doprawiamy przyprawami, wsadzamy do rękawa, polewamy oliwą, zamykamy i wsadzamy do piekarnika. Pieczemy 1 godzinę i 15 minut systematycznie dolewając trochę wody na blachę (nie do rękawa ;-) Kiedy mięso jest w piekarniku w rondlu podgrzewamy 3 łyżki cukru czekając, aż cukier zacznie się karmelizować – w tym momencie wrzucamy wcześniej umyte borówki. Chwilkę ok 5 minut dusimy i wrzucamy pokrojoną cebulkę (można dolać troszeczkę wody) Całość poddusić, aż cebula zmięknie i doprawić solą i pieprzem.
Po upieczeniu mięso wyciągamy na talerze i podajemy z ciepłymi borówkami.

Smacznego!

Przeprosić mogę jedynie za spóźnienie z tym przepisem, ponieważ borówki kupiłam już parę tygodni temu od górali i udało mi się jeszcze przygotować taki obiad.Teraz jeśli gdzieś zostały to tylko pod śniegiem ;-)

środa, 21 października 2009

Kalafiorowa z serkiem brie


Zupa krem kalafiorowy z serkiem brie

Składniki:

jedna kilogramowa główka kalafiora
1 kostka rosołowa
litr wody
serek brie wg uznania

Przygotowanie:

Kalafior umyć i rozdzielić kwiaty. Zalać wodą i wrzucić kostkę rosołową. Kalafior gotujemy, aż będzie się rozpadał, a następnie miksujemy blenderem na gładki krem.
Nalewamy do talerzy i na gorący krem ścieramy na tarce serek brie.
Podajemy pieprz i sól do smaku dla chętnych ;-)

Smacznego!

czwartek, 15 października 2009

Trzeba z tortem pójść do sądu

Naszło mnie dzisiaj z rana na Wiedeń.
Pijąc nie specjalnej jakości kawę i podjadając z rana Wedlowskie wyroby, zamarzyłam o smacznym cieście i kawie, której zapach wabi do środka kawiarni wszystkich, którzy przechodzą obok. Podobno płynie we mnie trochę austriackiej krwi, pewnie dlatego takie zamiłowanie do kawy i kawiarni, w tym tortu tego czekoladowego :-) Tu niektórzy znajomi się uśmiechną.
Dzisiaj nie chce jednak pisać tylko o Wiedniu, który można zwiedzać i podziwiać bez końca. Wiedniu, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, przeciwnie zawsze spotykały mnie w nim same przyjemne chwile. Wiedniu, który imponuje mi elegancją, kuchnią, wieczornymi spacerami. Wiedniu, którego dzielnica Prater bawiła mnie kiedy byłam małą dziewczynką i w którym pierwszy raz widziałam jak modlą się wyznawcy islamu w wagoniku wiedeńskiego koła, który właśnie zawisł na samej górze. Ogrody, dorożki, fontanny, turyści, parlament, historia, opera, koncerty można tak bez końca, a w tym wszystkim słodycze
W 1832 r. zrobiło się gorzko, a wszytko z powodu deseru. Kucharzowi na dworze księcia Metternicha zlecono przygotowanie deseru. W tym czasie szef kuchni, którym był słynny Franz Sacher był nieobecny. Młodzik wymyślił tort, który jest słynny na całym świecie. Chociaż jego przytłaczający smak nie trafia we wszystkie podniebienia, to jest jedną z najpilniej strzeżonych słodkich receptur świata i z pewnością w historii tortów numerem jeden. Tu jednak zaczyna się problem bo młody zdolny kucharz pracował wcześniej w równie rozsławionej cukierni Demel www.demel.at/en/frames/index_kontakt.htm .
„Tort musiał trafić do sądu”. Spór sądowy toczył się o tajemną recepturę, ale także o prawo do używania nazwy „Tort Sachera”
Cukiernik dorobił się fortuny, a jego syn wybudował słynne hotele w tym najsłynniejszy w Wiedniu www.sacher.com/de-hotel-sacher-wien.htm przy Philharmonikerstraße 4. Odwiedzają go do dzisiejszego dnia najsławniejsze osobistości, czego dowodem są między innymi zdjęcia wiszące w hotelu. Cukiernia Demel podobno co śmieszniejsze nabyła recepturę od samych Sacherów, wnukowie chyba jednak nie do końca wszystko przemyśleli i tak przez 9 lat trwała tortowa afera. Sąd przyznał jednak prawo do używania nazwy hotelowi Sacher - Sacher ma prawo do nazwy Original Sachertorte, a Demel - Echte (czyli prawdziwy) Sachertorte. Gdzie zjeść? może i tu i tu tak żeby porównać :-)
A może nie jeść trotu tylko Würst z jednego Würstelstand – czyli stoiska z kiełbaskami?
I jak tu nie kochać Wiednia? Od tortu do kiełbaski przez czekoladowe spa, operę i karuzelę.
Tylko żeby ta miłość nie skończyła się sporem ze samym sobą o przejedzenie ;-)
Mam nadzieję, że szybko tam wrócimy.

środa, 14 października 2009

Kluski okupacyjne – prażuchy

Czas przygotowania: szybciej niż TurboDymoMen ;-)

Porcja dla 2 osób:

2 szklanki mąki
woda
cebulka smażona na oleju ale mogą być skwareczki :-)
sól

Przygotowanie:
Mąkę prażymy na suchej patelni cały czas mieszając – musi delikatnie zbrązowieć.
Gotujemy wodę (jak na herbatkę).
Po uprażeniu mąkę przesiewamy przez sito do garnka i powoli zalewamy wrzątkiem ciągle mieszając.
Uwaga! Wodę należy lać ostrożnie i w małych ilościach, a w razie potrzeby dolewać.
Z mąki musi powstać ciasto, którego nie można za bardzo rozmoczyć, ale które już nie będzie jedynie mąką :-)
Wiem, że ten opis jest dość pokręcony, ale tak właśnie robi się prażuchy mojej babci – na wyczucie :-)
Z ciasta możemy szybko zlepić kluski albo nakładać na talerz i okrasić cebulką.
Smacznego!

czwartek, 20 sierpnia 2009

Cypr na skróty

Jakieś dwa miesiące temu odwiedziłam Cypr. Był to krótki pobyt ale obfity w nowe znajomości i wrażenia.
Jedno z pierwszych zdań, które powinnam tu napisać to, że Cypr w pewnym momencie wydał mi się bardziej polski niż cypryjski co nie znaczy, że stracił przez to na uroku. Jest to bardzo przyjemne miejsce na spędzenie krótkich wakacji i chwilę relaksu.
Czy jest taki jak w pięknych telewizyjnych reklamach gdzie skąpo ubrana pani tonie w błękitnej wodzie? W pewnych miejscach pewnie tak, ale wierzcie mi że w poszukiwaniu błękitu jak z reklamy można też się wybrać w innym kierunku co nie znaczy, że jestem zawiedziona. Poznałam minimalnie Grecję, którą jestem zafascynowana, a Cypr może być jej namiastką. Jedno jest pewne, jak na każdej wyspie, życie toczy się tam wolniej, a słońca z pewnością nie brakuje.
Jak zwykle wypożyczyliśmy samochód żeby wgryźć się w tubylcze życie. Pierwsze wrażenie jak sen wariata, siedzę na miejscu kierowcy, a Łakomczuch prowadzi siedząc na miejscu pasażera. Po 30 minutach przyzwyczajam się do ruchu lewostronnego i już wiem, że nie jadę na czołowe. Wszystkie samochody wypożyczane na Cyprze mają czerwone tablice i dzięki Bogu bo jest szansa, że zwrócą na nas uwagę Cypryjczycy :-)
Sami „Cyprusy” jak powiedziała nam jedna z Polek pracujących na Cyprze, jeżdżą jak im się podoba. Cóż w końcu kierunkowskazy w tej temperaturze nie są aż takie ważne, kiedy za kierunkowskaz służy ręka klepiąca z czułością auto :-) My nie będziemy próbować jazdy w tym stylu w naszym kraju. Chociaż u niektórych jazda bez „zimnego łokcia” to jazda stracona. „Niestety” nie posiadamy tak bębniącego wyposażenia auta ;-) to też reumatyzm nam nie grozi.
Na wyspie można odpocząć i zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Jednak jeśli liczycie na oszołomienie ŁAŹNIĄ AFRODYTY to się przeliczycie :-) Jeśli chcecie zobaczyć oszałamiającą PLAŻĘ AFRODYTY to też się przeliczycie :-)Dwa hity, do których ciągną turyści to nic innego jak mały sikający ze skały strumyk w krzaczkach, owszem w rezerwacie przyrody gdzie pięknych widoków nie brakuje (półwysep Akamas) ale sama Łaźnia nie kładzie na kolana. To sielankowe miejsce miało być ulubionym miejscem kąpieli Afodyty. Miejsce owiane legendą i historią – nie wolno pić wody ze źródełka bo nie daj boże spojrzycie później na kogoś i miłość buchnie ostrym płomieniem, nawet jeśli on lub ona nie myje od tygodnia włosów i nie ma już zębów. Co wypić na Cyprze dowiecie się dalej. Zanim jednak coś wypijecie może będziecie mieć odrobinę szczęścia i kupicie tu świeże soczyste mandarynki, które sprzedaje wychudzona babcia z pikapa. Ale same zakupy owoców to nic, musicie się jeszcze liczyć z tym, że owocami trzeba się podzielić z wolno ganiającym osłem. Ostatecznie osiołek pokaże co potrafi i będziecie uciekać w popłochu do samochodu.

Następny hit plaża Afrodyty – ciekawa, ładna, kamienista. Fenomen polega na tym, że trzeba opłynąć w tym miejscu skałę, najlepiej przy pełni księżyca, trzy razy. Jest to gwarancją odmładzania się każdego roku o rok ;-) Strach pomyśleć czy można przeżyć (fantastyczny film ;-) ) ciekawy przypadek Benjamina Buttona.
Nie opłynęłam bo jestem leniwa ;-), poza tym prądy wody za duże, a ja wolę się godnie zestarzeć.
Można tam podobno jak nigdzie indziej odnaleźć wyrzucone przez morze kamienie w kształcie serca, mam nadzieję, że nie robią ich w Chinach.

Ale z drugiej strony jeśli chcesz widzieć trójkąt to będziesz :-) Naprawdę nie wiem gdzie resztki mojego romantyzmu, a przecież tu podobno bogini miłości wyłoniła się z morskiej piany. Warto odwiedzić pięknie usytuowany klasztor Agios Neofytos, zobaczyć miejsce gdzie mieszkał Neofyt i poszukać ciszy. Natomiast w mieście Pafos trzeba zobaczyć przepiękne mozaiki, które są pozostałością wystawnych willi. Na mozaikach możemy odnaleźć postaci z antycznej mitologii. Mamy z resztą swój udział w odkryciu tych wspaniałych dzieł, ponieważ wykopaliska prowadzili polscy archeolodzy. Przy okazji odwiedzin parku archeologicznego można jeszcze zobaczyć latarnię morską z czasów brytyjskiego panowania (z tej strony widoczny również wrak statku greckiego, który osiadł na mieliźnie i którego podobno nie opłaca się usunąć dlatego też w piękny sposób rdzewieje) oraz Odeon – mały rzymski teatr.
Sam port w mieście Pafos to miejsce gdzie tłumnie przybywają turyści i statki wycieczkowe. Można tu zjeść np. meze chociaż jak zwykle jestem zdania, że im dalej od tłumu tym lepiej :-)
przynajmniej w takich miejscach.
Cóż to takiego jest MEZE? Meze to raj dla Łasuchów. To miniaturowe dania, które gwarantują spróbowanie wszystkiego co jest przygotowywane w restauracji. Można zjeść meze mięsne, rybne lub wegetariańskie. Najczęściej jest to do 20 różnych dań ale istnieją restauracje, które podają więcej – nawet 30 :-)
Mam nadzieję, że uda mi się przygotować w niedługim czasie zestaw Piknkiowy Meze, który będziecie mogli upichcić w swoich domach.
Co robi się po zjedzeniu Meze? Toczy ;-) a przynieść ulgę może kieliszek Zivaniji czyli cypryjskiego trunku podobnego do grappy.
Na Cyprze należy spróbować drinka Brandy Sour oraz ciężkiego i zbliżonego w smaku do Porto wina Comandria. Wina o bardzo starej recepturze :-) Wrócę do niej wkrótce. Poza tym wjeżdżając w góry zatrzymajcie się w jednej z winnic i zróbcie zakupy, najlepiej od razu ustalcie kto pozostanie w abstynencji ponieważ uroczy właściciele zaproszą Was na degustację. Ja odwiedziłam takie miejsce i dzięki uprzejmości właściciela dowiedziałam się trochę o produkcji tamtejszego wina oraz zobaczyłam wszystko z innej strony :-)
Cypr jest tyglem kuchni Greckiej i Tureckiej, chociaż w większych miastach nie brakuje miejsc gdzie Brytyjczycy mogą zjeść sycące śniadanie.
Na samej wyspie widać ich wielu. Wielu też wyjeżdża z Cypru z obrączką na ręku. Nic dziwnego hotele oferują im piękne śluby o zachodzie słońca.
Jeśli więc nie jesteście jeszcze zaobrączkowani to może warto urządzić wesele na Cyprze i poleżeć pod parasolem. Będę powracać jeszcze do tego miejsca, więc jeśli macie ochotę odwiedzajcie Piknik

CafePodróż

wtorek, 18 sierpnia 2009

Przywitanie


Witam po długiej przerwie!

Co robi Cafe Podróż kiedy nie piesze swojego bloga?
Zazwyczaj podróżuje i odpoczywa, a poza tym przeżywa różne przygody zarówno te przyjemne jak i niemiłe.
Trochę się stęskniłam za pisaniem i spokojem, dlatego w końcu zasiadam przed moim rozklekotanym laptopem żeby Wam opowiedzieć co też ciekawego mnie spotkało.
Było tego trochę w ostatnim czasie :-)
Pierwsza myśl jaka mi się nasuwa to, że miło zobaczyć znajome twarze i zatęsknić za domowym spokojem i stagnacją. Zatęsknić za Polską, Zakopanem, Krakowem, za miejscami od których uciekamy gdzieś daleko żeby z przyjemnością do nich wrócić.
Człowiek jest bardzo dziwną istotą zawsze gdzieś podąża, a może wcale nie musi. Tak czy siak ucieczki są o tyle dobre, że dzięki nim możemy docenić to co nas otacza.
To tak na wstępie, chociaż pewnie jeszcze wiele moich złotych myśli pojawi się między makaronem, a sałatą.
Fajnie poskrobać coś na bloga i pomęczyć klawiaturę.
Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”
Website counter

Nasze e-Książki
Foodle.pl
Blog jest mojego autorstwa i podlega prawu autorskiemu.

USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Art. 115. 1. Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2, ograniczenia wolności albo grzywny.