Kiedy już jestem na miejscu, zaczynam marzyć i żyć przez pewien czas historią Zakopanego oraz Tatr. Tu każda ulica to osobowość sławna na całym Podhalu, Polsce, często również za granicą. Moja każdorazowa przygoda z Zakopanem zaczyna się jednak od zakopiańskich domów. Mamy swoje ulubione domy, w których śnimy, jemy śniadania, czytamy, a wieczorami rozmawiamy popijając wino, o ile oczywiście nie zwabi nas góralska muzyka, tak często wyrywająca się to z jednej, to z drugiej knajpki przy największym polskim deptaku.
Tradycje Podhala, które obsiane jest pięknymi drewnianymi domami budowanymi z jodłowego drzewa (które tak pięknie ciemniało na słońcu ), a od drugiej połowy XIX w. już przeważnie ze smrekowego (czyli świerkowego) powodują, że godzinami mogę podziwiać stare zakopiańskie wille. Celowo zamieściłam wcześniej zdjęcie, chyba najbardziej rozsławionej bo stworzonej według projektu Stanisława Witkiewicza, a stojącej przy zakopiańskiej starówce willi „Koliba”. Do Witkiewicza z pewnością powrócę. O „Kolibie” piszę bo obecnie znajduje się tam Muzeum Stylu Zakopiańskiego. Spacerując po Zakopanem będziemy nie raz podziwiać z zewnątrz piękną architekturę, ale nie każdy z nas ma szansę na nocleg w takim domu, więc może warto odwiedzić Muzeum, żeby choć na chwilę przenieść się w czasie. My mamy to szczęście nocować w willi, która powstała w niedługim czasie po „Kolibie”. Dom, który tak pokochaliśmy, od jego powstania czyli roku 1902, pozostaje w rękach tej samej rodziny i jest oczywiście przykładem stylu witkiewiczowskiego.
Jak mówią jego właściciele mieszkając w nim doświadcza się wrażenia spotkania z czasem minionym, czasem którym odszedł sto lat temu.
Kiedy zamykamy bramę wjazdową mam ochotę podskoczyć z radości.
Tak! Jesteśmy!
Wchodzimy po schodkach. Fantastycznie. Jesteśmy dalej na dworze, ale po zadaszeniem.
Na ścianie krzyż. Wygląda pięknie. Metal na drewnianych płazach. Dostrzegam po chwili, że jest trochę uszkodzony tuż po stopami Chrystusa. Zastanawiam się czy to ząb czasu, czy może jakaś inna historia zabrała ten brakujący kawałek. Mogę tu zostać i patrzeć godzinami, ale moją uwagę rozprasza mała czarna kulka biegnąca na czterech małych łapkach.
To kot. Mam ochotę go potarmosić. Zerkam jeszcze na daszek i na podłogę, na której rozłożony jest kolorowy kilimek i wchodzę do środka.
Tradycje Podhala, które obsiane jest pięknymi drewnianymi domami budowanymi z jodłowego drzewa (które tak pięknie ciemniało na słońcu ), a od drugiej połowy XIX w. już przeważnie ze smrekowego (czyli świerkowego) powodują, że godzinami mogę podziwiać stare zakopiańskie wille. Celowo zamieściłam wcześniej zdjęcie, chyba najbardziej rozsławionej bo stworzonej według projektu Stanisława Witkiewicza, a stojącej przy zakopiańskiej starówce willi „Koliba”. Do Witkiewicza z pewnością powrócę. O „Kolibie” piszę bo obecnie znajduje się tam Muzeum Stylu Zakopiańskiego. Spacerując po Zakopanem będziemy nie raz podziwiać z zewnątrz piękną architekturę, ale nie każdy z nas ma szansę na nocleg w takim domu, więc może warto odwiedzić Muzeum, żeby choć na chwilę przenieść się w czasie. My mamy to szczęście nocować w willi, która powstała w niedługim czasie po „Kolibie”. Dom, który tak pokochaliśmy, od jego powstania czyli roku 1902, pozostaje w rękach tej samej rodziny i jest oczywiście przykładem stylu witkiewiczowskiego.
Jak mówią jego właściciele mieszkając w nim doświadcza się wrażenia spotkania z czasem minionym, czasem którym odszedł sto lat temu.
Kiedy zamykamy bramę wjazdową mam ochotę podskoczyć z radości.
Tak! Jesteśmy!
Wchodzimy po schodkach. Fantastycznie. Jesteśmy dalej na dworze, ale po zadaszeniem.
Na ścianie krzyż. Wygląda pięknie. Metal na drewnianych płazach. Dostrzegam po chwili, że jest trochę uszkodzony tuż po stopami Chrystusa. Zastanawiam się czy to ząb czasu, czy może jakaś inna historia zabrała ten brakujący kawałek. Mogę tu zostać i patrzeć godzinami, ale moją uwagę rozprasza mała czarna kulka biegnąca na czterech małych łapkach.
To kot. Mam ochotę go potarmosić. Zerkam jeszcze na daszek i na podłogę, na której rozłożony jest kolorowy kilimek i wchodzę do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz