Po drugiej stronie półwyspu oglądać będziemy wybrzeże Amalfitańskie, odwiedzimy oczywiście piękne miasto Amalfi z katedrą będącą sercem miasta. Architektura miasteczka jest piękna, a w katedrze spoczywają relikwie św. Andrzeja. „Najoryginalniejsza i najstarsza jest wolno stojąca dostojna wieża, która dominuje na wzniesieniu katedralnym. Świątynia ma imponującą, bogato zdobioną fasadę. Uwagę przykuwają też drzwi z brązu wykonane w Konstantynopolu w 1066 roku. By wejść do katedry, trzeba pokonać 57 schodów. Roztacza się stąd piękny widok nie tylko na plac katedralny z fontanną św. Andrzeja u podnóża świątyni, ale też na całe miasteczko. Budynek zdobią krużganki klasztoru del Paradiso.” (*z www.angelus.pl)
Kiedy już pokonamy schody katedry na tej samej ulicy, idąc troszkę w lewo i do góry znajdziemy małe knajpeczki, a tam na wzmocnienie bierzemy calzone, którego ciasto jest niesamowite. Takiego w Polsce nie zjecie ;-)
Dalej jedziemy w stronę Ravello. Prowincja Salerno jest tak urokliwa, że wasze aparaty poddane zostaną ciężkiej próbie. W Ravello oglądamy wille Rufulo www.villarufolo.it. Samo miasteczko wpłynęło na nas kojąco, cisza i spokój warto zasiąść w tym miejscu w cieniu drzew. Główny plac miasteczka jest piękny, sprzyja pisaniu J i przyjemnym wakacyjnym rozmowom. W samym miasteczku jest też budowana aula koncertowa, zawieszona na skale a w dole morze i włoskie widoki. Doskonałe miejsce dla melomanów. Miejsce to wcześniej zainspirowało już Wagnera.
Na tej trasie też możemy odwiedzić „wytwórnię porcelany” z charakterystycznymi wzorami dla tych okolic, czyli np. cytrynki, oliwki wszystko raczej w intensywnych kolorach. Jadąc z Sorrento wybrzeżem Amalfi zobaczyć możemy jaskinię, w której przesiadamy się na łódkę i oglądamy między innymi podwodną szopkę, czyli kształty krasowych kolumn stalaktytów, a wszystko mieni się na niebiesko. W końcu miejsce to nazywa się Szmaragdową Grotą, nie umywa się jednak do tej, która znajduje się na Caprii.
Tak to w wygląda naprawdę w telegraficznym skrócie. Zapalenie krtani i tchawicy przykuło mnie do łóżka i w końcu znalazłam czas żeby przybliżyć kolejne miejsca J Reszta włoskich wakacji w kolejnym poście.
środa, 3 marca 2010
Okolice Neapolu 1
Zacznijmy od Sorrento
O tak, ten opis Sorrento bardzo mi się podoba (zabrałam z wikipedii), chyba przez tych Greków J:
„Sorrento to miejscowość i gmina we Włoszech, w regionie Kampania, w prowincji Neapol. Miejscowość, położona nad Zatoką Neapolitańską (Morze Tyrreńskie) naprzeciw Wezuwiusza, słynie z przepięknych widoków, stąd też cieszy się dużą popularnością wśród turystów. Nazwa 'Sorrento' pochodzi od mitycznych Syren - 'Surrentum'. Sorrento założone zostało najprawdopodobniej przez Greków i funkcjonowało jako grecka kolonia. W późniejszych wiekach przechodziło we władanie kolejno - Etrusków, Syrakuzan i Samnitów póki nie zostało podbite przez Rzymian.”
Spędziłam część wakacji w pobliżu tego miasta. Jest to jedno z najładniejszych miejsc tzw. wybrzeża sorentyńskiego. Miasto jest idealne dla turystów poszukujących odrobiny romantyzmu, eleganckich butików i dobrze zaopatrzonych delikatesów z włoskimi przysmakami. Nie brakuje tu miejsc, w których można zjeść dobrą kolację siedząc w wąskiej uliczce przy blasku świec i butelce wina.
Można odnieść wrażenie, że gramy w jakimś romantycznym filmie. Urok miasteczka to również urwiste skały i osadzone na nich hotele, zapach włoskiej kawy i smak włoskich lodów i deserów.
Wszystkiemu charakteru dodaje tamtejsza zabudowa i cytryny wiszące na drzewach. Obok nie zabraknie też miejsc, które można odwiedzić. Wybierając się w tamte okolice uważajcie na swoje samochody, wąskie uliczki i trudności z parkowaniem mogą dostarczyć wam dodatkowych wrażeń.
Najlepszym środkiem transportu między sąsiadującymi miasteczkami pozostaje chyba skuter, ale jazda z trasami pełnymi cytryn, makaronów i innych pamiątek może być utrudniona i potrafią to chyba tylko południowcy.
Możecie też przemieszczać się miejskimi autobusami (często przyjazdy i odjazdy pozostają dość luźną sprawą J) oraz kolejką Circumvesuviana, czyli czymś o szybkości metra jeżdżącym na i w skałach. To bezpieczny sposób, ale uważajcie na portfele (w końcu Neapol blisko, no i jesteśmy we WłoszechJ) Tu podaje też stronę kolejki www.vesuviana.it.
Jeżeli wybierzecie miejską komunikację pamiętajcie też o biletach: inny kolor autobus, inny Circumvesuviana. Zwracam na to uwagę ponieważ Włosi sprzedający bilety w braku jednych mogą próbować wcisnąć Wam drugie (w końcu jesteśmy we Włoszech J) i problemy gotowe. Nas ominęły ale znamy takie przypadki ;-)
O tak, ten opis Sorrento bardzo mi się podoba (zabrałam z wikipedii), chyba przez tych Greków J:
„Sorrento to miejscowość i gmina we Włoszech, w regionie Kampania, w prowincji Neapol. Miejscowość, położona nad Zatoką Neapolitańską (Morze Tyrreńskie) naprzeciw Wezuwiusza, słynie z przepięknych widoków, stąd też cieszy się dużą popularnością wśród turystów. Nazwa 'Sorrento' pochodzi od mitycznych Syren - 'Surrentum'. Sorrento założone zostało najprawdopodobniej przez Greków i funkcjonowało jako grecka kolonia. W późniejszych wiekach przechodziło we władanie kolejno - Etrusków, Syrakuzan i Samnitów póki nie zostało podbite przez Rzymian.”
Spędziłam część wakacji w pobliżu tego miasta. Jest to jedno z najładniejszych miejsc tzw. wybrzeża sorentyńskiego. Miasto jest idealne dla turystów poszukujących odrobiny romantyzmu, eleganckich butików i dobrze zaopatrzonych delikatesów z włoskimi przysmakami. Nie brakuje tu miejsc, w których można zjeść dobrą kolację siedząc w wąskiej uliczce przy blasku świec i butelce wina.
Można odnieść wrażenie, że gramy w jakimś romantycznym filmie. Urok miasteczka to również urwiste skały i osadzone na nich hotele, zapach włoskiej kawy i smak włoskich lodów i deserów.
Wszystkiemu charakteru dodaje tamtejsza zabudowa i cytryny wiszące na drzewach. Obok nie zabraknie też miejsc, które można odwiedzić. Wybierając się w tamte okolice uważajcie na swoje samochody, wąskie uliczki i trudności z parkowaniem mogą dostarczyć wam dodatkowych wrażeń.
Najlepszym środkiem transportu między sąsiadującymi miasteczkami pozostaje chyba skuter, ale jazda z trasami pełnymi cytryn, makaronów i innych pamiątek może być utrudniona i potrafią to chyba tylko południowcy.
Możecie też przemieszczać się miejskimi autobusami (często przyjazdy i odjazdy pozostają dość luźną sprawą J) oraz kolejką Circumvesuviana, czyli czymś o szybkości metra jeżdżącym na i w skałach. To bezpieczny sposób, ale uważajcie na portfele (w końcu Neapol blisko, no i jesteśmy we WłoszechJ) Tu podaje też stronę kolejki www.vesuviana.it.
Jeżeli wybierzecie miejską komunikację pamiętajcie też o biletach: inny kolor autobus, inny Circumvesuviana. Zwracam na to uwagę ponieważ Włosi sprzedający bilety w braku jednych mogą próbować wcisnąć Wam drugie (w końcu jesteśmy we Włoszech J) i problemy gotowe. Nas ominęły ale znamy takie przypadki ;-)
Co zobaczyć w okolicy? Po obejrzeniu samego Sorrentto możemy wybrać się na Caprii (o wyspie pojawi się osobny post). Poza cudowną wyspą Caprii (uwielbiamy wyspy) jedziemy zobaczyć Wezuwiusza (wejście na górę ok. 40 minut, po wulkanicznym żwirze-piachu). Oddychamy siarką ;-) , patrzymy gdzie się kopci, podziwiamy piękny widok, schodząc i wchodząc upajamy się słodkim zapachem żarnowca, wypijamy kubeczek wina i podziwiamy odwagę ludzi mieszkających w okolicy.
Jedziemy zobaczyć Pompeje i odebrać ciekawą lekcję historii (jeśli jesteśmy tam w miesiącach najcieplejszych zabieramy okulary przeciwsłoneczne, nakrycie głowy, krem z wysokim filtrem). Pompeje to rozległy teren i przy dużym słońcu w zasadzie nie ma gdzie się schować. Pobyt tam jest niezwykle ciekawy i pouczający. Zaskakujące wiadomości, niesamowite dowody poziomu życia i cywilizacji żyjącej p.n.e. Wybuch wulkanu, który swoimi popiołami i pumeksem przykrył miasto spowodował, że życie zastygło tam w „ułamku sekundy”. Wykopaliska wprowadziły w osłupienie naukowców – możemy podziwiać układ miasta, sztukę, a nawet ludzi zastygłych w popiołach. Jako ciekawostkę trzeba podać fakt, że ta część Kampanii nie jest nawet dziś całkowicie bezpieczna. Podobno w razie erupcji wulkanu o sile podobnej do tej, która zgładziła Pompeje, ludzie mogą wydostać się tylko stąd tylko dzięki dwóm drogom. Biorąc pod uwagę zagęszczenie ludności w tym miejscu oraz chaos, który zazwyczaj towarzyszy takim zdarzeniom, bezpieczeństwo mieszkańców i nieodłącznych turystów jest raczej wątpliwe. Wezuwiusz cały czas znajduje się na liście najniebezpieczniejszych wulkanów świata.
piątek, 5 lutego 2010
Komedia na weekend
Wszystko zasypane!
Niektórzy się cieszą, inni narzekają, bo trzeba odśnieżyć chodnik, samochód nie chce odpalić, za zakrętem można upaść i obić tyłek ;-).
Myślę jednak, że jak tylko zaświeci słońce wszyscy zaraz są w lepszych nastrojach i już nawet zima nie wydaje się tak straszna.
Jeśli już słońce i uśmiech to mam coś na jego podtrzymanie.
Film co prawda w kinie był już dawno, dawno temu ale obraz, który przedstawia pozostaje cały czas aktualny.
Jeśli kiedykolwiek byłeś w Grecji, jeśli kiedykolwiek byłeś na jakiejś wycieczce, jeśli chcesz zapomnieć o zimie i wzruszyć się, musisz zobaczyć „Moją wielką grecką wycieczkę” ( oryginalny tytuł: „My Life in Ruins”)
Przeżyj wycieczkę do krainy słońca siedząc wygodnie na kanapie z kieliszkiem wina ( może greckiego) i uśmiechnij się, bo życie może nie jest aż takie straszne.
Poza tym pamiętaj „każdemu należy się przerwa na kawę”: -) a mentalność Greków zazwyczaj oznacza relaks. Relaksuj się, w końcu zaczyna się weekend :-)
czwartek, 4 lutego 2010
Wołowina po burgundzku
Witam serdecznie.
Ostatnio blog trochę kuleje. Zbyt duża ilość obowiązków sprawia, że udaje mi się od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcie tego co ugotuje ale opublikować już nie daję rady.
Mam jednak nadzieję, że ktoś tu od czasu do czasu zagląda.
Strasznie przeszkadza mi ta cisza na blogu ale zawsze powtarzam, że wszystkiego mieć nie można.
Ostatnimi czasy na zakupach w ikei kupiłam książkę „Gotowanie po męsku”.
Polecam wszystkim facetom i babkom, które lubią mieszać w garach.
Smaczne przepisy na mroźne dni, bo raczej w większości bardzo kaloryczne.
To nic, wszystko da się spalić na zimowym spacerze.
Świetny opis tego jak gotują mężczyźni, a jak kobiety.
A teraz jeden z przepisów które znalazłam w „ Gotowaniu po męsku”
Sprawdziłam, zjadłam i wylizaliśmy garnek. Jeśli Wy też tak chcecie rozgrzać się w zimowy dzień (najprawdopodobniej sobotę lub niedzielę bo trochę trzeba się nagotować, a raczej naczekać) to przygotujcie wołowinę po burgundzku.
Danie dla 6 osób (szybkie przygotowanie, długie duszenie)
Składniki :
1 kg wołowiny
sól i pieprz
3 łyżki mąki
50 g masła
150 g plasterków chudego boczku (mój nie był zbyt chudy)
odrobina oleju słonecznikowego lub oliwa z oliwek
250 g małych pieczarek
4 łyżki małych cebul czosnkowych
200 ml koncentratu mięsnego
350-400 ml czerwonego wina (myślę że wystarczy 350 resztę należy wypić)
1 gałązka tymianku
2 listki laurowe
kilka gałązek natki pietruszki (czyli tzw. ozdobniki)
Beurre manié:
25 g mąki
25 g miękkiego masła
Przygotowanie :
Wyjąć je z garnka i wlać resztę oleju oraz dodać masło.
Obsmażyć mięso. Oczyścić pieczarki i kroić je na 4 części.
Dodać do wołowiny pieczarki, cebulę czosnkową i boczek.
Tu po chwili przełożyłam mięso do garnka i dodałam koncentrat i wino.
Powoli dusiłam dodając tymianek, listek laurowy. ( 3 godziny)
Na koniec czyli po 3 godzinach duszenia na wolnym ogniu doprawiłam wszystko do smaku i dodałam mąkę zagniecioną z masłem* należy zrobić z niej małe kuleczki i dodawać mieszając powoli)
Wszystko ładnie podać (u mnie z kopytkami) i dodać ozdobniki.
Smacznego!
Ostatnio blog trochę kuleje. Zbyt duża ilość obowiązków sprawia, że udaje mi się od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcie tego co ugotuje ale opublikować już nie daję rady.
Mam jednak nadzieję, że ktoś tu od czasu do czasu zagląda.
Strasznie przeszkadza mi ta cisza na blogu ale zawsze powtarzam, że wszystkiego mieć nie można.
Ostatnimi czasy na zakupach w ikei kupiłam książkę „Gotowanie po męsku”.
Polecam wszystkim facetom i babkom, które lubią mieszać w garach.
Smaczne przepisy na mroźne dni, bo raczej w większości bardzo kaloryczne.
To nic, wszystko da się spalić na zimowym spacerze.
Świetny opis tego jak gotują mężczyźni, a jak kobiety.
A teraz jeden z przepisów które znalazłam w „ Gotowaniu po męsku”
Sprawdziłam, zjadłam i wylizaliśmy garnek. Jeśli Wy też tak chcecie rozgrzać się w zimowy dzień (najprawdopodobniej sobotę lub niedzielę bo trochę trzeba się nagotować, a raczej naczekać) to przygotujcie wołowinę po burgundzku.
Danie dla 6 osób (szybkie przygotowanie, długie duszenie)
Składniki :
1 kg wołowiny
sól i pieprz
3 łyżki mąki
50 g masła
150 g plasterków chudego boczku (mój nie był zbyt chudy)
odrobina oleju słonecznikowego lub oliwa z oliwek
250 g małych pieczarek
4 łyżki małych cebul czosnkowych
200 ml koncentratu mięsnego
350-400 ml czerwonego wina (myślę że wystarczy 350 resztę należy wypić)
1 gałązka tymianku
2 listki laurowe
kilka gałązek natki pietruszki (czyli tzw. ozdobniki)
Beurre manié:
25 g mąki
25 g miękkiego masła
Przygotowanie :
Mięso kroimy w kostkę (kupcie dobrą wołowinę) 2-3 cm.
Wyjąć je z garnka i wlać resztę oleju oraz dodać masło.
Obsmażyć mięso. Oczyścić pieczarki i kroić je na 4 części.
Dodać do wołowiny pieczarki, cebulę czosnkową i boczek.
Tu po chwili przełożyłam mięso do garnka i dodałam koncentrat i wino.
Powoli dusiłam dodając tymianek, listek laurowy. ( 3 godziny)
Na koniec czyli po 3 godzinach duszenia na wolnym ogniu doprawiłam wszystko do smaku i dodałam mąkę zagniecioną z masłem* należy zrobić z niej małe kuleczki i dodawać mieszając powoli)
Wszystko ładnie podać (u mnie z kopytkami) i dodać ozdobniki.
Smacznego!
Podziękowanie
Serdeczne, choć spóźnione podziękowania dla firmy Kujawski za wspaniałą niespodziankę w postaci butelki oleju od miejscowej zielarki i patelnię, która bardzo często służy mi do przygotowania pysznych posiłków.
Cafe Podróż
czwartek, 26 listopada 2009
środa, 18 listopada 2009
Miłość od pierwszego zjedzenia :-)
Przyjechał!
Przyjechał do mnie właśnie dzisiaj.
Przywiózł go młody chłopak. W pierwszym momencie pomyślałam, że to inna paczka, która miała do mnie przyjść, a tu taka niespodzianka.
Otwieram pudełko, a w środku on ;-) Okrąglutki, pachnący, świeży, naturalny, żółciutki.
Już kiedy go zamawialiśmy wiedziałam, że to będzie miłość od pierwszego powąchania, ukrojenia, podgryzienia.
Teraz siedzę sobie z nim ;-) i kieliszkiem wina i mówię mu jak bardzo go Kocham ;-)
Mój kochany ser!!!!!!!!
Zobaczyliśmy go przypadkowo i postanowiliśmy go ściągnąć do siebie. Gdzie znaleźliśmy? www.ekosery.pl
Przyjechał z Farmy pod Świerkami z Wielkopolski, nazywa się Kreuzer.
Jego nazwa pochodzi od przedwojennej nazwy gminy Kreuzer.Można go kochać w różnych odmianach, naturalny śmietankowy Kreuzer au naturelle, a także z różnymi aromatycznymi dodatkami np. bazylią, oregano, kminkiem, estragonem, pokrzywą, lubczykiem lub tymiankiem.
Możecie sobie wyobrazić, jest tak smaczny, że chciałabym być w tym serze.
Powiedziałam nawet w domu, że mogłabym być takim nocnym złodziejem i zakraść się na Farmę z butelką wina po to żeby podgryzać każdy ser, który tam leży w piwniczce na topolowych półach.
Żeby jeszcze go przybliżyć zacytuję tylko kilaka zdań ze strony Pani Beaty i Pana Leszka: „Sery formowane są ręcznie w profesjonalnych, holenderskich formach, dzięki którym przyjmują doskonały kształt spłaszczonej kuli o wadze ok. 700-800gram. Dojrzewają przez minimum miesiąc (latem krócej, bo temperatura w piwniczce rośnie), ułożone na topolowych półkach. Każdego dnia przewracane są „na drugi boczek", a pojawiająca się pleśń obmywana jest solanką. I dlatego możecie je Państwo zjadać razem ze skórką! Wnętrze sera pachnie apetycznie masełkiem i kryje w sobie setki ślicznych dziurek - to dowód pracy bakterii propionowych.”
I na koniec podziękowania dla mojej Rodzinki, a szczególnie dla jednej osoby za pyszne wino ;-) , a dla ekosery.pl za pomysł, prawdziwy smak sera w serze ;-) i niesamowitą, sprawną i przyjemną obsługę.
Przyjechał do mnie właśnie dzisiaj.
Przywiózł go młody chłopak. W pierwszym momencie pomyślałam, że to inna paczka, która miała do mnie przyjść, a tu taka niespodzianka.
Otwieram pudełko, a w środku on ;-) Okrąglutki, pachnący, świeży, naturalny, żółciutki.
Już kiedy go zamawialiśmy wiedziałam, że to będzie miłość od pierwszego powąchania, ukrojenia, podgryzienia.
Teraz siedzę sobie z nim ;-) i kieliszkiem wina i mówię mu jak bardzo go Kocham ;-)
Mój kochany ser!!!!!!!!
Zobaczyliśmy go przypadkowo i postanowiliśmy go ściągnąć do siebie. Gdzie znaleźliśmy? www.ekosery.pl
Przyjechał z Farmy pod Świerkami z Wielkopolski, nazywa się Kreuzer.
Jego nazwa pochodzi od przedwojennej nazwy gminy Kreuzer.Można go kochać w różnych odmianach, naturalny śmietankowy Kreuzer au naturelle, a także z różnymi aromatycznymi dodatkami np. bazylią, oregano, kminkiem, estragonem, pokrzywą, lubczykiem lub tymiankiem.
Możecie sobie wyobrazić, jest tak smaczny, że chciałabym być w tym serze.
Powiedziałam nawet w domu, że mogłabym być takim nocnym złodziejem i zakraść się na Farmę z butelką wina po to żeby podgryzać każdy ser, który tam leży w piwniczce na topolowych półach.
Żeby jeszcze go przybliżyć zacytuję tylko kilaka zdań ze strony Pani Beaty i Pana Leszka: „Sery formowane są ręcznie w profesjonalnych, holenderskich formach, dzięki którym przyjmują doskonały kształt spłaszczonej kuli o wadze ok. 700-800gram. Dojrzewają przez minimum miesiąc (latem krócej, bo temperatura w piwniczce rośnie), ułożone na topolowych półkach. Każdego dnia przewracane są „na drugi boczek", a pojawiająca się pleśń obmywana jest solanką. I dlatego możecie je Państwo zjadać razem ze skórką! Wnętrze sera pachnie apetycznie masełkiem i kryje w sobie setki ślicznych dziurek - to dowód pracy bakterii propionowych.”
I na koniec podziękowania dla mojej Rodzinki, a szczególnie dla jednej osoby za pyszne wino ;-) , a dla ekosery.pl za pomysł, prawdziwy smak sera w serze ;-) i niesamowitą, sprawną i przyjemną obsługę.
CafePodróż
Polecam!!! :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Blog jest mojego autorstwa i podlega prawu autorskiemu.
USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Art. 115. 1. Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2, ograniczenia wolności albo grzywny.
USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Art. 115. 1. Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2, ograniczenia wolności albo grzywny.